Jestem psem.
***
Psem bezpańskim, plątającym się bezcelowo po świecie, szukając coraz to nowego właściciela, który weźmie mnie pod swoje skrzydła i ukaże mi swoje dobre oblicze.
Właściciela, który ogrzeje mnie swoimi ramionami, dając mi złudną miłość. Który podzieli się swoimi smutkami, obmywając mnie łzami w akcie desperacji i zaufania, którego potrzebuję, by chodzić po tej planecie, bez niego - nie istnieję.
Bez zaufania nie mam po co chodzić po tym świecie - w końcu sam sobie nie powierzyłbym nawet filiżanki do potrzymania.
***
Każdy właściciel jednak daje mi obrożę; ta jest dla mnie domem; zapewnia mi chwilowy spokój. Zaprzężony do smyczy, wykonuję wszystko, co mogę, by nie wystawić na próbę lojalności swojego pana; podążam za nim krok w krok, pomagając mu w każdym względzie, póki ten nie odkrywa mojej żałości.
Wtedy w domu wyrastają kraty, a ten staje się moim więzieniem, które z minuty na minutę zmniejsza się, nie dając mi miejsca na oddech. Wbija się ona coraz głębiej w moją szyję, raniąc ją.
Ja frustruję się, gryząc i kąsając właściciela, zadając mu głębokie, soczyste rany, które nie zagoją się szybko - niektóre nawet aż po wieki. Wtedy wychodzi moja prawdziwa natura; złudna wierność, jaką obdarzyłem swojego właściciela okazuje się jedynie powierzchowna; głęboko, gdzieś daleko pod nią krążyła trucizna, którą sam sobie wstrzyknąłem. Kiedy rozumiem już, co zaszło, zaczynam biec.
Uciekam, szukając swojej kolejnej ofiary i jak wąż pełznę, zakradając się po cichu w krzakach, czekając na odpowiednią chwilę, by zaatakować.
Dlatego, ponieważ mimo, że z zewnątrz mogę wyglądać niczym zwykły pies, tak naprawdę w środku jestem tylko kolejną żmiją żywiącą się na okruchach innych.
***
Wierzę jednak, że pewnego dnia uda mi się zrzucić swoją skórę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz