Pewnego dnia na świat przyszło pewne dziecko. Było piękne, jak to przystało na rodzinę, z której pochodziło. Była to rodzina wysoko postawionych arystokratów. Miało ono najlepszą opiekę od czasu, jak pierwszy raz otworzyło swoje zaspane powieki. Miał kochających rodziców - takich, którzy oddali by wszystko, byleby zapewnić swojej uciesze, co najlepsze. Niestety, z urodą, nie przyszła mu jednak inteligencja. Kiedy pierwszy raz postawił swoje pierwsze kroki, wszyscy się cieszyli - był to jednak okres, kiedy każde dziecko zaczynało uczyć się już słów, ono jednak, dopiero zaczynało chodzić. "To nic" - mówili jego rodzice - "To po prostu przychodzi z czasem." Jak się jednak okazało, dziecko to nie było najwyraźniej stworzone do życia w społeczeństwie. Kiedy wysłano je do pierwszej szkoły, dręczyło ono swoich rówieśników. Zdarzył się incydent, kiedy w wybuchu nagłego gniewu, rozbiło głowę jednego z najbliższych dzieci. Wyglądało to na to, że czerpało ono przyjemność z zadawania bólu innym. Nie tylko dzieciom - w domu arystokratów, nieraz znajdowano zabite ciała psów oraz kotów. Nie było dokładnych dowodów, wskazujących na udział dziecka, lecz wiele osób zakładało, że to jego sprawa, biorąc pod uwagę okoliczności. Rodzice jednak, wciąż je kochali - było to w końcu ich jedyne dziecko, jedyny potomek. Kiedy dorosło, nie zmieniło się - traktowało służących jak śmieci - biło ich, mimo, że nigdy w życiu nie doświadczyło przemocy na samym sobie. Jak zwykle, robiło to z samego faktu zadawania bólu. Ból fizyczny nie był jednak jedyną rozrywką dziecka - był również ten bardziej osobisty, psychiczny - nauczyło się, jak go używać już w pierwszej szkole - szydziło ze swoich rówieśników, nie robiąc sobie nic z ich uczuć. Krążyły plotki, że jeden ze służących popełnił samobójstwo po długim okresie pracy w domu dziecka. Wiele osób zastanawiało się, czemu nie zrezygnował z pracy. To proste - było to jedyne źródło utrzymania, a był już zasadniczo do niego przywiązany - od małego zajmował się dzieckiem. Dziecko nie robiło nic przez całe swoje życie - leżało, leniwe w jednym ze swoich pokoi - nie robiło nic produktywnego, nawet dla siebie. Jedyne, co sprawiało mu radość, był ból. Na pogrzebie swoich rodziców nawet nie płakało - stało tam, bo musiało. Ani razu nie pomyślało nawet, by podziękować im za to, co mu dali. Przez wiele lat, miało wiele kobiet - każdej z nich, prędzej, czy później łamało serce w ten, czy inny sposób. Tak spędziło resztę swojego życia - sprawiając ból innym, tym samym radość sobie. Dożyło sędziwego wieku - umarło ze starości, otoczone swoimi służącymi. Było dumne z siebie, spełnione - robiło w życiu to, co kocha i to, co sprawiało mu radość. Opuściło ten świat z uśmiechem na ustach.
W sadzie rośnie jabłoń.
Na niej - dorodne jabłka.
Niektóre ją szpecą, niektóre zdobią.
Oba wyrosły z tego samego drzewa.
Co sprawiło, że owoce spadły wcześniej, czy później?
Nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz