Wpadłem w pułapkę.
Nie wiem, jak
do tego doszło - w pierwszych chwilach nawet nie zdawałem sobie sprawy; dopiero
po dłuższym czasie objąłem umysłem fakt, że nie potrafię się poruszyć - że
świat wokół mnie płynie, a ja stoję, zapatrzony - zdezorientowany.
Z początku
myślałem, że to coś z moim wzrokiem; moja nieumiejętność, wada; że to nie ja
jestem uwięziony, lecz świat.
Jednak zrozumiałem, że to coś więcej; to
pułapka.
Obwiniałem się
niegdyś za moją głupotę; za to, że dałem się tak łatwo złapać - teraz jednak
wiem, że było to nieuniknione; od urodzenia zostałem na to skazany jakimś
dziwny trafem, który niektórzy nazywają przeznaczeniem.
Predestynacja
to cios; cios zadany jeszcze przed narodzeniem - jednak jakim prawem niektórzy
zdolni są go przetrwać? Co daje im siłę, przy przeć niewzruszenie naprzód, nie
oglądając się za siebie? Czy ci wygrani mają jakąkolwiek godność? Nie mogą być
dumni; w końcu to nie ich sprawka. To coś zakorzenione w ich głębi - nie do
nabycia. Rośnie z nami; z niektórymi jak jabłoń, z innymi niczym pasożyt. Te
rozwijają się przy naszym boku, dając nam złudne towarzystwo. Zjadani nie mogą
być postrzegani jako gorsi; jest to wręcz ohydne - tak samo rozkwitający nie
mogą chełpić się swoim stałym przyjacielem. W takim razie pytam raz jeszcze;
kto nadaje nam przywilej, by móc żyć w spokoju? Kto decyduje o klęsce? Czy może
jednak świat jest niesprawiedliwy, a ów sprawami zajmuje się kto; nikt?
Jestem
sfrustrowany, gdyż wiem, że to wszystko nieprawda. Sam wmawiam sobie kłamstewka
o losie, o celu; jednak w głębi duszy wiem, że nie ma to miejsca. Fale takich
przemyśleń tworzą powodzie w moim umyśle. Ten powoli nie wytrzymuje tych
katastrof; staje się coraz kruchszy, z czasem rozpadając się, powoli robiąc
wyrwy. Odpływają one, tworząc wyspy; po czasie pochłania je ocean i stają się
jednością z ich oprawcą.
Jednak kto
złapał mnie w tę pułapkę? Był to może jakiś zły, pragnący krwi i smutku
kłusownik? Szlachetny leśniczy, który z dozgonną wdzięcznością dba o swój
kawałek ziemi, a w pułapkę wpadłem całkiem przypadkiem?
Swym oprawcą
jestem ja - czaiłem się od wielu dni, podążając za sobą wdzięcznie krok w krok,
byleby się nie usłyszeć. Chowałem się po krzakach, czekając na odpowiednią
okazję; na to, bym wreszcie się odkrył i dał postrzelić tam, gdzie boli
najbardziej. Wpatrywałem się w siebie godzinami - mimo, że znam się podobno w
każdym aspekcie, wciąż nie mogłem znaleźć tego punktu. Wahałem się wiele razy
myśląc, że to już czas; ten jednak nie nadchodził. Wchodziłem na wieże obserwacyjne,
by spojrzeć na spektrum sprawy z nowej perspektywy; nic jednak nie ujrzałem;
wciąż nie mogłem się zrozumieć; nie wiedziałem, kiedy powinienem oddać strzał.
Znudziłem się
w końcu czekaniem; zdecydowałem się pójść najohydniejszą ze ścieżek; tą, w której
honor nie jest mile widziany. Zdecydowałem się na podstęp; wiedziałem, że
prędzej, czy później nabiorę się na swoją podpuchę, tym samym będąc własną
ofiarą. Teraz, kiedy się już złapałem wiem jednak, że nie robiłem tego
namyślnie; robiłem to, by mieć motywację. Choć może zrobiłem to specjalnie -
chciałem mieć jakiś pretekst, by ponownie ugrząźć w sytuacji bez wyjścia? Nie
wiem.
Stoję więc,
zaplątany we własne sidła pośród lasu, który nigdy się nie kończy. Czuję nutkę
nostalgii, rozglądając się po jego bujnych liściach, przez które wpada
harmonijne światło, nadające temu miejscu pewnego złudnego spokoju; gałęzie
drzew łączą jedno z drugim, co sprawia, że każde z nich jest częścią czegoś
większego; pewnej społeczności, nawet. W ściółce jak zwykle pełzają miliony
zwierząt, których nie jestem w stanie dostrzec, a którym zazdroszczę sielskości
i opanowania; nie wiedzą w końcu, jak wygląda świat.
Dostrzegam w
końcu kota, który wesoło błąka się po lesie bez celu. Cała sprawa jest o tyle
komiczna, że nie jestem w stanie usłyszeć jego pląsów. Widzę, jak macha do mnie
ogonem; wtedy przypominam sobie - to on przyprowadził mnie w to miejsce; to on
zwiódł mnie w pułapkę. Jednak nie mam mu tego za złe; niech chodzi dalej po
świecie w swojej podróży bez celu, zagubiony. Może kiedyś znajdzie swoje
miejsce? Dostrzegam nagle, jak odwraca się w moją stronę i spogląda na mnie
tęsknym wzrokiem, jakby żegnał się ze mną z głębokim żalem w sercu.
Podchodzi do mnie i liże mnie w rękę.
Jest to
ostatnia rzecz, jaką czuję;
Nie stoję już
w pułapce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz