MIT O STWORZENIU ŚWIATA
Kiedy zstąpił na ziemię, wszystko
było jeszcze puste, wyblakłe, bez większego sensu. Nie wyglądało to tak, jak
planował – był rozczarowany efektem. Dlatego zamierzał to zmienić. Nie w ten
sposób miał zostać zapamiętany – nie chciał być pierwszą Istotą, która
zakończyła egzystencję, a która nie zostanie zapamiętana – nie mógł sobie
pozwolić na taką zniewagę. Wiedział bowiem, że gdy zniknie, każdy z jego
pobratymców to odczuje – zaczną go szukać, wejdą do jego Warstwy aby dostać
odpowiedzi, lecz zastaną jedynie Ziemię. Nie może jednak pozostać ona w takim
stanie.
Zaczął więc tworzyć – dał upust
swoim myślom nie ograniczając się - jednak kiedy da się wolność takiej istocie,
jest pewne, że efekt będzie zjawiskowy i niepowtarzalny; można powiedzieć, że
był jak genialny artysta bawiący się konwencją - niczym mistrzowski malarz z
pustym płótnem smagający swoim pędzlem po jeszcze nie zagospodarowanej przestrzeni;
był tancerzem wśród kolorów - okręcał się wokół roślin tworząc najróżniejsze
kształty – kwiaty wyrzeźbił samym poruszeniem palca, krzaki powstawały zaraz
przed skokiem, kiedy wybijał się, schylając jak najniżej, byleby wyskoczyć
wysoko i stworzyć kolejny kłębek trawy; robił piruet, a za nim, niczym
najdoskonalsza partnerka, tworzyły się strome góry i kaniony; idąc tanecznym
krokiem stworzył morze oraz jego szumiące i nostalgiczne fale, mające
przypominać mu o jego świecie - o tym, że to, co właśnie tworzy jest jedynie
cieniem urody jego lądu, marną kopią, lecz nie chciał teraz o tym myśleć;
chciał jedynie tworzyć, kontynuować tę eksplozję barw, o których nie miał
pojęcia, że nawet istniały – zaczął śpiewać, a z jego ust poczęły wylewać się
najpiękniejsze słowa, tworząc ptaki – te towarzyszyły mu w akompaniamencie,
dodając swoje barwne, choć skrzekliwe głosy; wokół nich tworzyło się nowe
życie, a wszystko wyglądało jak najdoskonalsze dzieło sztuki - tworzyło idealną
harmonię, współgrało ze sobą w symfonicznym ładzie. Za nimi kroczyły sarny –
biegły, byleby nadążyć za swoim przywódcą i obserwować, jak na ich oczach
tworzy się nieodkryty, dziewiczy świat, po którym stąpać będą do końca swoich
dni. Wyglądało to magicznie – na froncie stał artysta, przed którym wylewało
się piękno, szedł przed siebie niosąc nadzieję i ład; za nim, w idealnym
szeregu szły wytwory jego najdoskonalszej wyobraźni – zwierzęta – w tym sarny,
dziki, jelenie, trzody chlewne oraz wszystko, co teraz stąpa po ziemi; na końcu
były ptaki, które zamykały ten symetryczny szereg, podśpiewując radośnie,
ciesząc się na myśl istnienia w tak cudownym świecie. Na końcu zaczął rzeźbić
ludzi – robił to na przykładzie formy, jaką przyjął, gdy pojawił się na globie.
Ci jednak nie dołączyli się do jego orkiestry i rozeszli się po całym świecie,
nie dostrzegając stworzenia piękna, jakie rozgrywało się na ich oczach. Pod
naporem ich ciężaru, oraz z uwagi, że ziemia nie była wtedy uformowana, zaczęli
powoli się obniżać, co skutkowało stworzeniem dolin; z roślin bawełny stworzył
chmury, które tkała Wielka Tkaczka, opiekunka nieba.
Następnie stworzył Boga Sonosa,
oraz Boga Sonesa – Słońce i Księżyc, ułożył je w idealnej harmonii po dwóch
stronach horyzontu tak, by zawsze jeden wyglądał na zewnątrz tak długo, jak
drugi; niestety jednak, ci po jakimś okresie zaczęli walczyć ze sobą zaciekle,
gdyż każdy chciał patrzyć się na Stworzenie. Po pewnym czasie jednak
zaprzestali wojny pod naporem Istoty, przystając na Układ Równości. Jako, że
bez śpiewu ptaków na Ziemi było cicho, postanowił stworzyć istoty zwane Aerami
– te w jednej chwili rozlały się po powierzchni całej Ziemi, nie zostawiając
choćby jednej wolnej przestrzeni. Stworzenia te miały nie tylko sprawiać, iż na
tym świecie nigdy już nikt nie usłyszy ciszy, lecz miały też wiązać istoty na
nim żyjące do bodźców zewnętrznych – bez Aer, każde stworzenie stąpające po
Ziemi miało ulec natychmiastowej śmierci. Aery nie tylko więziły ludzi, lecz dawały
im również wolność – dzięki nim, Ziemianie (bo tak właśnie Istota nazwała swoje
stworzenia) mogli przesuwać dowolne
przedmioty; wystarczyło, że ktoś miał taką wolę, a Aery od razu zbierały się w
małą grupę i robiły całą tę pracę za niego. Fenomen ten nazywany jest teraz
„grawitacją”.
Aby zapobiec temu, by inne istoty
nie mogły skończyć swojego istnienia – może z zawiści, może z samej troski o
ich egzystencję, stworzył Pustkę – to do niej miały trafiać wszystkie istoty po
śmierci. Nie było w niej nic – samo określenie „nic” nie oddaje istoty pustki –
nie było tam niczego – myśli, snów, rzeczy materialnych, kłopotów. Za jej
strażnika ustanowił Chrogonosa – Boga Śmierci, Pustki – patrona wolności. Miał
on pełnić służbę przez całe swoje istnienie, pogrążony w bezkresnym śnie – do
czasu, aż nie napotkał on jakiejś Istoty – zmuszony był wówczas wydalić ją ze
świata. Każdej, prócz Niego.
Mimo napracowania, wciąż był
niezadowolony z efektu - nadal czuć było pustkę rozwodzącą się po powierzchni
Ziemi – nie miał jednak pomysłu, jak ją wypełnić Pogodził się z tą myślą, a
następnie postanowił sprawdzić, jak miewają się jego stworzenia – zauważył
wtedy pierwsze cywilizacje powoli rozwijające się, rozrastające niczym kwiaty.
Jedno z miast szczególnie zwróciło jego uwagę – położone było w pięknym
miejscu, wśród najróżniejszych skał i zieleni. Uważał, że świetnie komponowało
się z wszystkim, co dotychczas stworzył. Niestety – było one zagrożone
przygwożdżeniem przez ogromną, ledwo trzymającą się na powierzchni klifu skałę.
Nie chcąc, by tak urodziwe miejsce zostało zniszczone, objawił się mieszkańcom,
zawierając z nimi pakt – za cenę połowy ludzi, ten usunie zagrożenie,
dopilnowując, by nigdy już nie znalazło się w podobnym niebezpieczeństwie.
Ludzie początkowo byli sceptyczni, lecz po głębszym namyśle zdecydowali
poświęcić się dla przyszłych pokoleń. Okazało się to jedynie testem – Istota to
doceniła, w rzeczywistości usuwając skałę za cenę ich wiary i posłuszeństwa. Uznała
bowiem, że zawierzyli jej w pełni swoje życia, tym samym spłacając dług. Po tym
zdarzeniu, nazwano miasto „Zawierzeniem”, które następnie przemieniało się z
wieku na wiek; usłyszeć można było o „Zawarciu” (paktu) i „Zawierceniu” (nikt
do końca nie wie, skąd się wzięło) – ostatecznie jednak skończyło jako
„Zawiercie”.
W końcu nadszedł moment, na który
czekał od zawsze – wiedział od jakiegoś czasu, że się zbliża małymi, powolnymi
krokami. Był jak cień, nieustannie stąpający za nim, lekko przestraszony,
niepewny - w końcu jednak zdobył się na odwagę, zaszedł Istotę od tyłu i dźgnął
go nożem zwanym przemijaniem, końcem – metą. Jego śmierć nie była nadzwyczajna
– nie różniła się specjalnie od innych ludzi. Pewnego dnia po prostu poczuł
nagłe ukłucie w klatce, zjadające go od środka. Czuł błogą euforię, wreszcie
będąc uwolnionym od egzystencji. Kiedy wydał ostatnie tchnienie, jego ciało
upadło, leżąc bezczynnie, bez oddechu. Podleciały wtedy Aery, pchające go w
nieustannie w stronę ziemi – było ciężko, był w końcu Istotą – jednak po długim
czasie udało się – zespolił się z gruntem, a na jego miejscu wyrosło drzewo
mające przypominać jego oryginalną formę. I przypominało – była to idealna
interpretacja jego prawdziwej postaci. I w ten sposób ziemia została
dopełniona. Nie była już pusta – wypełniały ją piękne, barwne drzewa, mające
przypominać mieszkańcom o Istocie. Niestety jednak, po eonach istnienia
planety, ona sama zapomniała, jak drzewa wyglądały za czasów Rzeźbienia –
dlatego teraz są one powyginane na wszelkie strony, próbując dociec dawnego
wyglądu stwórcy. Poza jej figurą, zapomniane zostało również jej imię – dlatego
teraz odnosimy się do niej jako „Zapomniany” .
Jak się okazało, umysły ludzi
były tak rozwinięte i rozległe, że zdołały utworzyć własny świat – „Świat
Snów”. To do niego legną wszelkie wspomnienia, myśli i marzenia. To do niego
trafiają ludzie podczas snów, często nie mogąc ich rozszyfrować pod naporem
informacji, jakie są tam przechowywane. Świat ten okazał się zbyt rozległy – zaczął
tworzyć własną jednostkę – Boga, który miał spełnić żądania wszystkich ludzi.
Miał ich kochać, gdyż ludzie chcieli być kochani – miał im wybaczać, gdyż
ludzie chcieli być idealni. Zapomnieli więc o Istocie na rzecz ich Jedynego
Boga i zdradzili go, czcząc ich własną projekcję. Poczęli pisać o nim księgi,
coraz bardziej lgnąć w swoje kłamstwa, zatapiając się w nie, aż w końcu sącząc
je sobie nawzajem do głów. Wtedy właśnie zakończyła się era Zapomnianego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz