niedziela, 29 września 2019

Wywiad.

   Siedzimy w cichym zaułku: ja, wraz z moim dziennikarzem, który od lat siedzi w mojej głowie cicho szepcząc do ucha kolejne pytania - jedno za drugim, nawet nie czekając na odpowiedź.
   Powiedziałem "dziennikarz" - jednak jest to określenie na wyrost, bowiem do profesjonalnego dziennikarza jest mu daleko; robi to raczej z pasji, samej chęci bycia wścibskim, włażenia ludziom do głowy i zaglądania w miejsca, w które nie powinien się zapuszczać.
   Jednak na osobę przeprowadzającą wywiad, jest zaskakująco cichy - podczas moich wypowiedzi obserwuje jedynie dogłębnie moją twarz, niespecjalnie dopytując się o szczegóły prawie jakby mnie nie słuchał; pewnie to jego sekretna technika; jego tajemnica, o której nie mówi nikomu innemu.
   Czego on tak zaciekle doszukuje się pomiędzy moimi zdaniami? Czego chce tym razem? Czy chce mnie zranić? Może dać mi dobrą radę? Nie potrzebuję jednak jego pomocy - staram się więc utrzymać jak najbardziej kamienną twarz, jaką mogę; zero ekspresji, żadnych niepotrzebnych ruchów, spojrzeń w prawo, lewo - nie wspominając już o zagryzaniu warg czy drapaniu się po nosie.
   Patrzę się głęboko w jego oczy, by nie dawać mu żadnych zbędnych informacji, których łańcuch mógłby doprowadzić go do dalekich zakątków mojego umysłu. Byłyby jak domino; jedna z myśli uderzałaby kolejną, by w końcu nabrać tempa i rozbić moją obronę na milion kawałków, których zebranie zajęłoby wieki.
   Dalej kontynuuję mój nieprzerwany monolog w obawie przed niespodziewanym atakiem; czuję jak mój przeciwnik nieprzerwanie napiera całą swoją siłą na moje mury, które tak skrzętnie budowałem - ja jednak się nie poddaję i dalej podtrzymuję tę złudną fasadę nieświadomości tego, co dzieje się na froncie.
   Czy nie jest to jednak czego on chce? Może od początku dawałem ciągnąć się mu za nos, przez cały ten czas odkrywając moją prawdziwą naturę? Czy dałem się w taki prosty sposób oszukać? Od kiedy zaczął nade mną królować?
   To wszystko jest jednak hipotetyczne; nie mogę popadać w tak głupie domysły; a może jednak? Co mam zrobić? Czy dalej iść w zaparte i udawać, że o niczym nie wiem? Czy może jednak uświadomić go o jego niekompetencji?    Wiem przecież o wszystkich jego sztuczkach; czy w takim razie konflikt ten ma jakikolwiek sens, skoro obaj znamy swoje największe sekrety?


ja
Czemu to kontynuujemy? Czy będziemy się tak wiecznie oszukiwać? Czy będzie to niekończąca się spirala pogardy i niezrozumienia?

On
Tak, dopóki sam tego nie zaakceptujesz.



   Dawno, dawno temu pewien chłopiec koło swego domu zasadził drzewo; miało być one symbolem nowego życia i względnej radości. Miał siedzieć w jego cieniu gdy dorośnie i patrzeć, jak wyrasta na przestrzeni lat.
   Drzewo to jednak było skażone i wypuściło zarażone korzenie bardzo głęboko - tak głęboko, że sięgały one nawet dna ziemi.
   Jako mężczyzna już, chłopiec postanowił ściąć drzewo, które zasadził jeszcze jako brzdąc; rąbał i rąbał dniami i nocami, lecz ono nie dawało za wygraną.
   Mężczyzna w końcu się poddał i usiadł pod drzewem i zrozumiał, że od początku tam nie stało.

piątek, 20 września 2019

Śmierć.

   Pomocy! Czuję że zanikam -  powoli dematerializuję się, łącząc się z otaczającym mnie światem - umieram. Nie potrafię wydobyć z siebie dźwięku - wskazać palcem, przymknąć oczu, podnieść pióra, uchwycić chwili.
   Pewna część mnie się rozpada - reszta za nią. Nie czuję już bicia serca ani oddechu w moich płucach. Nie ma we mnie nic, co mogłoby ożyć.
   Nie mogę się już koronować władcą własnych światów; korona nie pasuje na mój umysł. Każdy wysiłek mózgu jest niczym wielki krok z balastem o wielkości góry.
   To, co niegdyś było moim przyjacielem, teraz obróciło się przeciwko mnie. Jestem skończony.
   Kiedy do tego doszło? Kiedy wbito mi nóż w plecy? Czy byłem zapatrzony gdzieś przed siebie, dlatego nieuważny nie usłyszałem zbliżającego się przeciwnika?
   Nic z tego nie jest ważne, gdyż umieram! Nie śmiercią naturalną - śmiercią świetlaną, najgorszą z możliwych.
   Nie zdążyłem pożegnać się na dobre z wszystkimi przyjaciółmi w mojej głowie - nie pokazałem ich światu, czemu więc dopadłaś mnie tak wcześnie, o śmiercio?
   Jedyną moją nadzieją jest deszcz, który spadnie po mojej egzekucji, z którego będę mógł wyłowić parę kropel, uzdrawiając moje stargane ciało, a na jego szczycie wyrośnie nowa, czysta, pełna fal głowa.
   Do tego czasu jednak czekam na twoje przyjście z zapartym tchem i odliczam powoli
i czekam
i czekam
i czekam

i
czekam