czwartek, 4 października 2018

Ciemne przejście. [przemiana]

   Będąc kiedyś w parku, zauważyłem pewne małe, ciemne przejście. Nie wiedziałem, dokąd prowadzi - nie było widać drugiego końca - może go nie miało? Może ciągnęło się przez niezliczone kilometry, by w końcu napotkać ścianę? Przy wejściu stali ludzie - ubrani w ciemne stroje, patrzyli się na mnie swoimi przerażającymi, a zarazem kojącymi oczami. Czułem, jak każdy z nich analizował mnie pod każdym względem - ich wzrok wędrował od moich stóp do głowy, zatrzymując się na poszczególnych częściach mojego ciała. Będąc w końcu lekko sfrustrowanym, podszedłem do jednego z nich i zapytałem:
   - Czy macie do mnie jakąś sprawę? - mój głos drżał z lekka, lecz poczucie więzi z tymi ludźmi dodawało mi odrobiny odwagi.
   Ci spojrzeli się jedynie po sobie, jakby zdziwieni, że zdobyłem się, by się do nich odezwać; nie wymówili jednak ani jednego słowa.
   - Jeśli czegoś ode mnie chcecie, wystarczy zapytać - rzekłem, lekko sfrustrowany zachowaniem swoich rozmówców.
   Nie porozumiewali się między sobą, ale domyślałem się, że mogli dogadywać się bez słów na jakimś dziwnym planie istnienia, jakby niemożliwym przeze mnie do osiągnięcia. Emanowała od nich szczególnie mętna atmosfera tajemniczości; stojąc obok, czułem lekki strach.
   Nagle usłyszałem lekki pomruk ze strony jednego z nich, jakby chciał opowiedzieć mi jakąś najciekawszą historię, ale coś mu na to nie pozwalało; niczym niewidzialna obroża zaciskająca się coraz mocniej na jego szyi za każdym razem, gdy ten wypowie słowo. Zdecydowałem się go zmotywować, gdyż miałem dość ich nieprzerwanego wzroku, który obserwował każdy mój ruch.
   - Słuchaj - jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to zrób to teraz; wiem, że będziesz tęsknił, gdy odejdę - wiem, że każdy z was będzie. Wasze ciała zaczną powoli się rozkładać, a wy, pogrążeni w smutku nie będziecie mogli cieszyć się już więcej wzajemnym towarzystwem. Myślicie że będziecie stać tu w nieskończoność? Znam was za dobrze. Dlatego musisz teraz przerwać tę
ciszę - ty, który zdecydowałeś się na pierwszy krok; obaj wiemy, że to wasza jedyna szansa. Zrób to, a nie będziecie żałować już tego, co zrobiliś-
   - Zrobiliśmy? - rozległ się donośny, prawie niemożliwy do zrozumienia
głos. - Chyba nie myślisz, że to z naszej winy stoimy tu, porzuceni wśród drzew? Czy tobie naprawdę wydawało się, że przyszliśmy tutaj z własnej woli? To nasze więzienie; więzienie, w którym sam nas umieściłeś z trwogi i żalu. A teraz, gdy się odezwałem, wypuść nas wreszcie. Czy jesteś w stanie to zrobić? Czy uda ci się? Czy poświęcisz się, by to zrobić?
   - Nie chcę tego robić, lecz muszę - odparłem ze wzmożonym gniewem. - Nie traktujcie tego jednak jako aktu przyjaźni; robię to, gdyż tak podpowiedziało mi serce.
   Wszyscy rozstąpili się, by ukazać mi przejście, którego dotychczas nie byłem w stanie dostrzec. Postawiony był mi wybór; mogłem wejść do wcześniej widzianej przeze mnie dziury prowadzącej ku nieznanemu, bądź wybrać alternatywną ścieżkę; ścieżkę zapomnienia, szarości.

Nie wiem dokładnie, co mną kierowało by wybrać tę trudniejszą.

   Wszedłem więc do niej, tym samym kończąc pewien epizod. Błąkałem się po niekończących korytarzach, gdyż jak się okazało, ścieżka nie była prosta; miała wiele zakrętów. Nie widziałem nic -  chodziłem w ciemności, macając ściany, które zapadały się pod moim dotykiem, raz schodziłem w dół, a raz czułem, jakbym wspinał się pod wysoką górę - nie miałem przewodnika, który mógłby mi pomóc. Nie miałem nikogo. 
   Nie wiem, jak długo byłem na ścieżce, lecz w końcu wyszedłem. Nie wiem, czy opuściłem ją z dobrej strony, gdyż jedyne, co widziałem, to wielka pustynia; może zawróciłem się do parku, z którego przyszedłem, a byłem tam tak długo, że wszystkie drzewa już wymarły i pozostał jedynie piach? Nie jestem w stanie stwierdzić. Nie widziałem nic w zasięgu swojego wzroku, więc zacząłem chodzić, szukając rzeczy, których nigdy nie dotknę, wydarzeń, które nigdy się nie wydarzą i ludzi, których nigdy nie poznam. Do teraz błąkam się po pustyni. Czuję, jakbym był jeszcze w labiryncie, z którego domniemanie udało mi się uciec. Nie wiem, dokąd idę, ani czy gdzieś dojdę. I martwi mnie to niezmiernie. Czuję, że zmieniłem się, odkąd dokonałem wyboru. Żałuję go.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz