niedziela, 21 października 2018

Ocean.

   Leżę na tratwie; wreszcie wolny, mogę przemierzać bezkresny ocean otwarty tylko dla mnie. Ocean, który przeraża mnie z lekka swoimi rozmiarami - w końcu jest nieskończony - bez początku, ani końca; nie ma swojego domu, bezpiecznego miejsca, za którym może tęsknić, do którego zawsze może wrócić zmęczony po ciężkiej podróży. Nie ma możliwości położyć się spokojnie w łóżku, odpocząć i pozwolić unieść się myślom, rozpłynąć się w nich; może dlatego czuję się mu tak bliski? Może to z tego powodu zdecydowałem się w końcu wypłynąć na jego powierzchnię, zapoznać się z nim bliżej i  stać się najlepszymi przyjaciółmi? 
   Ale przecież mam swój dom; sam zbudowałem jego fundamenty, zebrałem drwa, związałem je ciasno sznurem i usidliłem go niczym dżokej, chcąc szukać nieznanego. To tratwa jest moim domem; jednak nie czuję się do niej przywiązany. Czuję, jakby była to jedynie marna kopia tego, co chciałbym nazywać domem - chcę czegoś więcej. Teraz nie mogę już mieć własnego domu; sam zdecydowałem się nie zawracać. Marna kalka, na której płynę, stała się moim więzieniem; więzieniem, które wybrałem.
   Czy moja decyzja była słuszna? Waham się, gdyż nie pamiętam miejsca, z którego wypłynąłem. Czy był to mój dom? Powinienem za nim tęsknić? A może zdecydowałem się wypłynąć, gdyż nie chciałem go pamiętać - chciałem zapomnieć? Chcąc skupić się na jedynym wspomnieniu, jakie pozostało mi z miejsca, z którego odpłynąłem, zaczyna ono zanikać. Im dłużej o nim myślę, tym mniej szczegółów jestem w stanie sobie przypomnieć; myśli wypływają ze mnie niczym woda chcąca wrócić do oceanu pode mną. Początkowo lała się wolno, kropla po kropli; potem zaczęła upływać siurkiem, z minuty na minutę nabierając rozpędu, teraz jednak czuję, iż powstał istny wodospad; w głowie zostaje mi coraz mniej, i mniej. Odbiłem od brzegu... jakiego brzegu?
   Czy tego właśnie chciałem? Czy sam skazałem się na tą niekończącą tęsknotę? Czuję w końcu tę nostalgię, której tak bardzo pragnąłem. Czy nie marzyłem o niej od czasu, gdy wypłynąłem? Tęsknię za domem, którego nie pamiętam i nie wiem nawet, czy istnieje. Czyż można więc nazwać to uczucie nostalgią biorąc pod uwagę, że nie wiem nawet, czy mam prawo za czymkolwiek tęsknić? Chciałbym, by moje wspomnienia wróciły, jednak istnieje możliwość, że zepsułyby one poczucie posiadania miejsca, do którego tak lęgnę. Mam to, czego chciałem - nadal jednak czuję rozpacz powoli ogarniającą mnie całego. Niewiedza jest przekleństwem, lecz też moją ostatnią deską ratunku.
   Leżę na tratwie, przemierzając ocean, który jest dla mnie niczym wróg; nie mamy ze sobą nic wspólnego, nie czuję już byłego braterstwa, jakie niegdyś nas łączyło. Do końca moich dni zmuszony jestem, by eksplorować wszystkie jego zakątki, targany tęsknotą do miejsca, którego nie znam. Czy kiedyś zapomnę o swoim nieistniejącym domu? Może nieustająca nostalgia będzie przypominać mi o sobie dzień w dzień, póki nie sczeznę gdzieś na środku wód?
   Widzę na horyzoncie wielką falę zbliżającą się w moją stronę; wiem o niej już od dawna, słychać ją przecież z wielu dalekiego dystansu. Nie boję się, gdyż wiem, że nadejdzie czystka, a ja zapomnę. Wpatruję się w ciemne chmury, które zebrały się nade mną od niedawna. Przygotowany na koniec, zamykam oczy. Szum nabiera barw i staje się coraz głośniejszy. Kilka metrów ode mnie - ustaje. Zatrzymał ją ocean. Zrobił to jako przyjaciel, chcący zakopać topór wojenny i zaprzestać waśni, czy może jednak jako wróg, niechcący pozwolić mi odejść tak łatwo od moich myśli? Nieważne, która z opcji jest prawidłowa; wiem, że przemierzał będę ten ocean do czasu, aż drugiemu nie znudzi się moje towarzystwo. 
   Nagle zza horyzontu wyłania się wyspa; najpiękniejszy widok, jakiego doświadczyłem w moim życiu. Oślepia mnie swoim blaskiem; boję się niej. Czy to mój wróg (przyjaciel) podsuwa mi ją sugerując, że wreszcie nie ma ochoty mnie oglądać? Moje zdrętwiałe kończyny nie mają, jak się poruszyć. A może sam nie mam ochoty? Wpatruję się w nią, tocząc batalion w mojej głowie. Przegrywam z myślami. Nie mam jak dopłynąć do brzegu mojego nowego domu. Widzę, jak oddalam się od niej coraz bardziej, i bardziej. Sam wybrałem tę drogę. Nie mogę teraz narzekać. Musiałem zrobić to z jakiegoś powodu, prawda? Może kiedyś go odkryję; teraz jednak muszę jeszcze chwilę odpocząć na powierzchni mojego sztucznego domu. Jeszcze chwilę. Krótką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz