wtorek, 9 października 2018

Mój wróg.



Wpadłem w pułapkę.
Nie wiem, jak do tego doszło - w pierwszych chwilach nawet nie zdawałem sobie sprawy; dopiero po dłuższym czasie objąłem umysłem fakt, że nie potrafię się poruszyć - że świat wokół mnie płynie, a ja stoję, zapatrzony - zdezorientowany.
Z początku myślałem, że to coś z moim wzrokiem; moja nieumiejętność, wada; że to nie ja jestem uwięziony, lecz świat.
Jednak zrozumiałem, że to coś więcej; to pułapka.
Obwiniałem się niegdyś za moją głupotę; za to, że dałem się tak łatwo złapać - teraz jednak wiem, że było to nieuniknione; od urodzenia zostałem na to skazany jakimś dziwny trafem, który niektórzy nazywają przeznaczeniem.       
Predestynacja to cios; cios zadany jeszcze przed narodzeniem - jednak jakim prawem niektórzy zdolni są go przetrwać? Co daje im siłę, przy przeć niewzruszenie naprzód, nie oglądając się za siebie? Czy ci wygrani mają jakąkolwiek godność? Nie mogą być dumni; w końcu to nie ich sprawka. To coś zakorzenione w ich głębi - nie do nabycia. Rośnie z nami; z niektórymi jak jabłoń, z innymi niczym pasożyt. Te rozwijają się przy naszym boku, dając nam złudne towarzystwo. Zjadani nie mogą być postrzegani jako gorsi; jest to wręcz ohydne - tak samo rozkwitający nie mogą chełpić się swoim stałym przyjacielem. W takim razie pytam raz jeszcze; kto nadaje nam przywilej, by móc żyć w spokoju? Kto decyduje o klęsce? Czy może jednak świat jest niesprawiedliwy, a ów sprawami zajmuje się kto; nikt?
Jestem sfrustrowany, gdyż wiem, że to wszystko nieprawda. Sam wmawiam sobie kłamstewka o losie, o celu; jednak w głębi duszy wiem, że nie ma to miejsca. Fale takich przemyśleń tworzą powodzie w moim umyśle. Ten powoli nie wytrzymuje tych katastrof; staje się coraz kruchszy, z czasem rozpadając się, powoli robiąc wyrwy. Odpływają one, tworząc wyspy; po czasie pochłania je ocean i stają się jednością z ich oprawcą.
Jednak kto złapał mnie w tę pułapkę? Był to może jakiś zły, pragnący krwi i smutku kłusownik? Szlachetny leśniczy, który z dozgonną wdzięcznością dba o swój kawałek ziemi, a w pułapkę wpadłem całkiem przypadkiem?
Swym oprawcą jestem ja - czaiłem się od wielu dni, podążając za sobą wdzięcznie krok w krok, byleby się nie usłyszeć. Chowałem się po krzakach, czekając na odpowiednią okazję; na to, bym wreszcie się odkrył i dał postrzelić tam, gdzie boli najbardziej. Wpatrywałem się w siebie godzinami - mimo, że znam się podobno w każdym aspekcie, wciąż nie mogłem znaleźć tego punktu. Wahałem się wiele razy myśląc, że to już czas; ten jednak nie nadchodził. Wchodziłem na wieże obserwacyjne, by spojrzeć na spektrum sprawy z nowej perspektywy; nic jednak nie ujrzałem; wciąż nie mogłem się zrozumieć; nie wiedziałem, kiedy powinienem oddać strzał.
Znudziłem się w końcu czekaniem; zdecydowałem się pójść najohydniejszą ze ścieżek; tą, w której honor nie jest mile widziany. Zdecydowałem się na podstęp; wiedziałem, że prędzej, czy później nabiorę się na swoją podpuchę, tym samym będąc własną ofiarą. Teraz, kiedy się już złapałem wiem jednak, że nie robiłem tego namyślnie; robiłem to, by mieć motywację. Choć może zrobiłem to specjalnie - chciałem mieć jakiś pretekst, by ponownie ugrząźć w sytuacji bez wyjścia? Nie wiem.
Stoję więc, zaplątany we własne sidła pośród lasu, który nigdy się nie kończy. Czuję nutkę nostalgii, rozglądając się po jego bujnych liściach, przez które wpada harmonijne światło, nadające temu miejscu pewnego złudnego spokoju; gałęzie drzew łączą jedno z drugim, co sprawia, że każde z nich jest częścią czegoś większego; pewnej społeczności, nawet. W ściółce jak zwykle pełzają miliony zwierząt, których nie jestem w stanie dostrzec, a którym zazdroszczę sielskości i opanowania; nie wiedzą w końcu, jak wygląda świat.
Dostrzegam w końcu kota, który wesoło błąka się po lesie bez celu. Cała sprawa jest o tyle komiczna, że nie jestem w stanie usłyszeć jego pląsów. Widzę, jak macha do mnie ogonem; wtedy przypominam sobie - to on przyprowadził mnie w to miejsce; to on zwiódł mnie w pułapkę. Jednak nie mam mu tego za złe; niech chodzi dalej po świecie w swojej podróży bez celu, zagubiony. Może kiedyś znajdzie swoje miejsce? Dostrzegam nagle, jak odwraca się w moją stronę i spogląda na mnie tęsknym wzrokiem, jakby żegnał się ze mną z głębokim żalem w sercu.

Podchodzi do mnie i liże mnie w rękę.
Jest to ostatnia rzecz, jaką czuję;
Nie stoję już w pułapce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz