niedziela, 17 czerwca 2018

Minotaur.


Wracałem do domu, wyraźnie zmęczony. Jak zwykle położyłem się do łóżka, myśląc o całym dniu. Nie mogłem jednak rozszyfrować moich myśli - były one jak labirynt, w którym swoje leże ma Minotaur. Czy znajdzie się ktoś, kto odważy się pokonać tego Minotaura? Może sam muszę go pokonać, znaleźć swoją Nić Ariadny, zagłębić się w te ciasne korytarze labiryntu, skonfrontować bestię i wziąć trofeum? Nie myślę nad tym długo i zbieram się w sobie, i wyruszam w podróż w jego głąb.
Błąkam się po nim, czując na swoim karku nieustanny oddech Minotaura skłonnego zabić mnie jednym, dokładnym uderzeniem swoich rogów. Chodzę, szukając odpowiedzi na błąkające mnie pytania. W końcu jednak znajduję to, czego tak długo szukałem - oto ono, leże Minotaura. Jak się okazuje - bez potwora w środku. Czekam na niego, a w mojej głowie pojawiają się coraz to nowe pytania - "Czy uda mi się go poskromić?" "Czy zginę tutaj, chcąc obronić swoje myśli?" "Kim jest Minotaur?". Czekam długo, lecz ten się nie pojawia. Może Minotaur to mit? Może tak naprawdę to tylko wytwór wyobraźni Minosa? Po stracie swojego syna, umieścił jego ciało w labiryncie, by nikt nie mógł zobaczyć, jak okropnym stworzeniem był jego potomek, a te sterty kości, to ludzie, którzy zginęli tu z głodu i pragnienia, zagubieni?
Siedzę więc w legowisku nieistniejącej istoty, czekając, aż przyjdzie, mimo iż nigdy  się to nie stanie. Wtedy jednak widzę sylwetkę - zbliża się do mnie młodzieniec ze sznurkiem w jednej, a mieczem w drugiej ręce. Podchodzę do niego i pytam się: "Czy to ty jesteś słynnym Minotaurem?" - słowa nie układają się jednak tak, jak powinny. Wydaję dźwięki, jakich nigdy dotąd nie słyszałem. Podchodzi do mnie spokojnie, a ja, chcąc się obronić, schylam się i na niego szarżuję. Nadziewa się on na moje rogi, tym samym ginąc. Wreszcie poznałem odpowiedź.
Wstaję i strzepuję jego ciało z głowy. Tezeusz najwyraźniej nigdy już nie ujrzy swojej miłości, podobnie jak swojego ojca, tak samo ja, nigdy nie wyjdę z tego labiryntu, błąkając się bez celu, zabijając coraz to nowych śmiałków, chcących spotkać się ze mną w cztery oczy. Czemu? Bo leży to w mojej naturze.
Wtedy nagle wparowuje kolejny, i kolejny, i kolejny - prawie, jakby Minos wreszcie pomyślał i nasłał na Minotaura więcej, niż jednego śmiałka. Biegną na mnie z desperacją w oczach, jakby wreszcie chcieli coś zmienić, jakby chcieli mnie uwolnić od tego przeklętego labiryntu. Przeszywają mnie po kolei swoimi mieczami, lecz ja, zamiast niepokoju i bólu, czuję ukojenie i radość. Wreszcie zaszły zmiany - lecz zmiany, podobnie jak wszystko, wymagają poświęceń.
Budzę się nagle, gdyż promienie wschodzącego światła oślepiają moje oczy. Czuję ciepło budzącego się do życia miasta. Nadchodzi nowa nadzieja.
Gdyż nadzieja umiera ostatnia; podobnie jak Minotaur, a pytania, z którymi się skonfrontowałem, pozostawiam za sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz