czwartek, 14 lutego 2019

Miasto.

   Siedzę w centrum miasta w którym ludzie chodzą ulicami w małych grupach - choć i te są często podzielone na kolejne, mniejsze - a te na odłamy o rozmiarach tak absurdalnych, że jest to wręcz niewyobrażalne. Z zewnątrz wydawać by się mogło, że są one zwarte, a ich członkowie gotowi by rzucić się w wir walki, byleby obronić swoich pobratymców; wewnątrz jednak, ilość niezrozumiałych walk, batalii i bitew o skali, jakiej nikomu by się nie śniło jest wręcz zatrważająca. Walczą oni bezsensownie, szukając słabych ogniw wewnątrz wrogiej ferajny.
   Z każdym kolejnym skrzyżowaniem broni, każdy odłam staje się silniejszy o nowe doświadczenia - choć jaki jest sens tego nieustannego doskonalenia, jeśli nikt nie dochodzi do wspólnego konsensusu?
   Poza grupami, zaobserwować można też samotne jednostki, próbujące istnieć niezależnie w tym świecie pogrążonym w ferworze walki. Udają one bezinteresowność, wykonując samotny taniec mający wzbudzić zainteresowanie pobliskich grup; jednak po co? Dlaczego to robią? Nie jestem w stanie dociec.


***


   Oprócz tych dwóch typów, jest jeszcze jeden - o nim nie mam do powiedzenia nic, gdyż sam staram się go jeszcze zrozumieć.
 

***


   W tym złudnie zatłoczonym miasteczku, niebo zawsze jest szare, a dźwięki rozchodzące się w tle nie mają jawnego źródła. Szumią one w uszach, zagłuszając komunikację (jeśli do tej ówcześnie dojdzie, co jest rzadkim widokiem wśród tych ciasnych zabudowań) i uniemożliwiając myślom układanie się w odpowiedni sposób; stawiają one labirynt w głowie bez żadnego wyjścia - dając jednak dokładne instrukcje.
   Jest to miasto pełne duchów - straszydeł, zastawiających drogę na każdym kroku, każdym zakręcie. Odwracają one uwagę każdego, zmuszając , by ten patrzył się wprost w jego przeraźliwą twarz - nigdzie indziej.
   Chodniki wydają się nad wyraz szorstkie, a światła oślepiają niczym zapomniane już dawno słońce; są one jego zamiennikami, gdyż jego towarzystwa nie uświadczymy o żadnej porze; schowane jest za siwymi chmurami odgradzającymi całą tę miejscowość od rzeczywistości, rzucając na nie cień, którego żaden mieszkaniec nie jest w stanie dostrzec; w końcu żyje w nim od początku.


***


   W mieście tym widuję czasami lisa, który ze swoim sprytem zdaje się wskazywać mi odpowiednią drogę po tych skomplikowanych uliczkach. Nie ufam mu - kto ufałby przebiegłemu lisowi? Jednak za każdym razem podążam jego śladami, nie bacząc na jego zamiary, gdyż wiem, że jest to mój jedyny przewodnik i przyjaciel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz