czwartek, 15 listopada 2018

Tchórz.

   Góry poczęły się walić, a rzeki ustały płynąć - moim oczom ukazał się pusty, niczym nieskalany teren; czysty, bez najmniejszych skaz - prosty i okalający mnie z wszystkich stron, osaczając mnie swoją dziwną, wściekłą aurą, kąsającą mnie niczym żmija, która przyczepiła się do swojej już ówcześnie konającej ofiary, byleby przyczynić się w pewnym stopniu do śmierci kolejnej jednostki; w końcu już wcześniej stałem zmarnowany, wpatrując się w ten niezrozumiały krajobraz, próbując objąć umysłem wydarzenie, które rozgrywa się właśnie przede mną, a nagły obrót spraw jedynie wszystko pogorszył - nie oczekiwałem, że miejsce to się na mnie zemści, będzie szukało zapłaty (może nie chciałem dopuścić tego do swojej świadomości, jak to zwykle robię?) i żałuję mocno tego, czego dokonałem.
   Sprawa, o której mówię jest tak brutalna, bezprecedensowa, okrutna, niehonorowa i niewybaczalna, a zarazem zmysłowa - wręcz namiętna, że nie jestem w stanie o niej wręcz pomyśleć; mój umysł nie dopuszcza jej do realizacji - nie chce, by coś tak obrzydliwego mogło pojawić się na jego terenie; by na jego ogrodzie mógł wyrosnąć tak bestialski chwast, który z łatwością zniszczyłby wszystkie pozostałe, piękne kwiaty rosnące jeden przy drugim, niczym bracia.
   Co więc teraz pocznę wiedząc, że moje czyny nie zostaną mi wybaczone? Czy na tym pustym świecie mogę cokolwiek zrobić w tej sprawie? Czy będę może jednak zdany na dożywotnie poczucie winy ciążące mi nieustannie na moich barkach? Mam jeden cel, którego nie mogę spełnić; jedyną drogę, którą podążać będę w nieskończoność, gdyż nigdy nie ujrzę mety, atakowany przez węże niemożliwe do dostrzeżenia przez moją przeklętą nieświadomość.
   Nie myślę nawet o fakcie, iż całe zdarzenie mogło wydarzyć się nie z mojej winy; nie mam na tyle odwagi, nie jestem tak bezczelny, by zaryzykować ów stwierdzenie; w końcu co, gdyby okazało się, że jednak mam rację, a to, co się tu wydarzyło w gruncie rzeczy rozpocząłem ja, z własnych, samolubnych i egocentrycznych pobudek? Moja wina byłaby wtedy nie do zniesienia; przygniatałaby mnie, uniemożliwiając mi moją pielgrzymkę. Dlatego wolę pozostać w tej nieświadomości; wolę obwiniać się z góry, gdyż jestem okropnym tchórzem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz