poniedziałek, 26 listopada 2018

Zarażony.

   Jestem zarażony; wie o tym każdy, kto spotkał mnie choć raz, dlatego wszyscy unikają ze mną bliskiego kontaktu - podchodzą przyjaźnie, okazując złudne współczucie, tylko po to, by po chwili odsunąć się ze strachu przed chorobą. Przerażeni, kulą się w kącie chowając przede mną swoje oblicza w obawie przed wzrokiem, który jest dla nich niczym jasne światło dla nowo narodzonego dziecka. Ja, przyzwyczajony już do okoliczności, nie chcę sprawiać im kłopotu i przechodzę obok, udając zapatrzonego.
   Obserwuję wtedy niewidzialnego ptaka lecącego po ciemnym niczym atrament horyzoncie; zapewne zgubił gdzieś swoją tożsamość i wyleciał z gniazda w poszukiwaniu siebie. Kiedyś ją odnajdzie; spotka się ze sobą w locie i przywita miłym gestem, wpatrując się poznawczo w oczy, próbując zrozumieć niezrozumiane, a następnie po chwili odleci, tęskno spoglądając za siebie i widząc, jak jego cząstka odlatuje, wreszcie poddaje się i spada w przepaść, jaka roztacza się pod jego skrzydłami.
   Spadnie, tym samym przywracając mi świadomość; bowiem przez cały lot chodzę automatycznie, niczym nakręcana maszyna posiadająca jeden cel: zmierzać przed siebie niezauważonym. Tu wkrada się pewien paradoks; stąpam uważnie między chowającymi się przede mną rówieśnikami, tym samym chcąc być niezauważonym - czyż nie mamy tak wiele wspólnego?
   Idąc przed siebie zauważam, że nie potrafię przestać; krok za krokiem przyśpieszam jakby przed czymś uciekając; przed czym - przed ludźmi? Niemożliwe. Tak więc od czego może uciekać rozpędzona maszyna?
Od odpowiedzialności.
   Otóż uciekam przed winą; nie chcę zarażać innych swoją chorobą i czuć się jak na smyczy uwiązany świadomością, że każda oznaka zarazy może pochodzić z mojego wnętrza. Każdy nieprzewidziany ruch, dotyk, smak, zapach; to wszystko może być przeze mnie.
   Gnam przed siebie; niezatrzymany pragnąc wytchnienia, lecz nie mogę  zaprzestać - nie zasługuję na odpoczynek - karę wymierzają mi inni. Widzę klif witający mnie swoimi otwartymi ramionami, rozciągając się przede mną, jakby chciał pokazać mi swoje wnętrze - wreszcie. Przyśpieszam, ucieszony nieuniknionym kontaktem z nowym przyjacielem. Czy tak właśnie chcę skończyć? W mojej głowie natychmiastowo pojawia się przecząca myśl, jednak nie mogę zatrzymać swych kończyn; nie ma żadnej ściany, która mogłaby mnie powstrzymać.
Spadam w znaną mi już pustkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz