poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Bal.

   Jestem na balu - jak się tu znalazłem? Wszyscy wpatrują się we mnie za tymi swoimi maskami, nie chcąc pokazywać twarzy. Wstydzą się siebie? Może nie chcą zdradzać swoich czułych punktów? Widzę stoły przepełnione najdelikatniejszymi potrawami, żyrandole świecące na wszystkie strony, ludzi rozmawiających ze sobą pomimo braku jakiegokolwiek kontaktu. Wpatrują się tylko, jeden w drugiego -  analizują każdy ruch, każde drgnięcie, byleby czegoś nie ominąć. Rozmawiają, nie wydobywając z siebie ani jednego słowa.
   Nad tłumem pustych figur, widzę unoszące się w powietrzu słowa - nie zastanawiam się nawet nad tym, jak alogiczne to może się wydawać. Słowa te wzlatują, przelatują między żyrandolami, zakręcają przy ścianach, niczym ptaki, lecz ani razu nie lądują przy odbiorcach. Są jak gołębie pocztowe nieznające drogi, leczy czy to ich wina? Może już nadawca nie zdawał sobie sprawy z tego, do kogo adresował swoje słowa? Po jakimś czasie wyrazy uchodzą, zanikają powoli, rozpływając się w powietrzu.
   A ja wciąż stoję w jednym miejscu. Nie mam odwagi, by przerwać "rozmowę" innych. A może jednak podświadomie po prostu nie chcę? Może nie mam ochoty nawiązać kontaktu z tymi sztucznymi lalkami? Czuję, jakby ktoś postawił grube ściany między mną, a resztą balu. Jestem jedyną osobą bez maski. Może to czas, by jedną założyć? Może niezrozumienie reszty pochodzi z braku owej maski? Czy jestem w stanie poświęcić swoją nagość, by dojść do porozumienia z innymi?
   Wtedy nagle zauważam, że wszyscy patrzą się w moją stronę. Czy zrobiłem coś źle? Może chodzi o brak mojej maski? Nie widzę już tych hipnotyzujących słów fruwających nad ich głowami. Każdy z nich świdruje mnie wzrokiem, wyszukuje niedoskonałości, tym samym oceniając mnie w swoich myślach. Staram się nie patrzeć się na ich oblicza, wpatruję się jedynie w podłogę, analizując jej kształt, lecz wciąż czuję na sobie ich wzrok.
   Po chwili, wszyscy zaczynają się śmiać. Śmieją się ze mnie? Co zrobiłem źle? Czy się zbłaźniłem, nie odzwierciedlając ich wzroku? Może moje zachowanie ich rozśmieszyło? Jak mogłem być tak głupi, i nie zrozumieć ich prostej wiadomości? Czuję, jak ziemia pode mną zaczyna się powoli otwierać. Początkowo jest to mała szczelina, lecz po chwili przeradza się to w wielką dziurę. Ja jednak zamiast uciekać - stoję. Boję się zrobić ruch, aby nie popełnić kolejnego błędu. Po chwili przewracam się i wpadam do dziury. Spadając, słyszę w oddali śmiech wszystkich zgromadzonych na sali. Lecz już mnie to nie rusza. Teraz jestem w bezpiecznym miejscu - w ciemności, w swojej dziurze. Po chwili szczelina się zasklepia, a ściany poczynają mnie miażdżyć. Nie widzę już nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz