niedziela, 6 stycznia 2019

Most.

   Jestem dzieckiem; zgubiłem się gdzieś na plaży, uciekłem rodzicom z ich niewyobrażalnego uścisku, a teraz czuję się wolny. Jednak nie jest to zwykła wolność; ciągle czuję ciężar łańcucha przywiązanego do mojej nogi, którym więzili mnie w swojej piwnicy daleko pod domem. Próbowałem stamtąd uciec niezliczoną ilość razy; za każdym razem jednak kończyło się to zwykłym wdrapaniem się na ściany i uderzeniem głową o sufit. Nie wiem, jakim cudem udawało mi się wejść na pionową ścianę, jestem pewien że teraz nie miałbym takich zdolności, jednak jestem pewien że nigdy już mi się nie przydadzą. Ciepły piasek parzy moje stopy, jakby słońce było wybuchającym wulkanem zalewającym lawą powierzchnię wybrzeża, a ja nieumyślnie chodziłbym po jego powierzchni.
   W oddali widzę jednak sylwetkę; czy to ktoś z mojej rodziny? Poszedł moimi śladami, by mnie odszukać i zaciągnąć z powrotem do mojego więzienia? Zaczynam więc uciekać w obawie przed zostaniem złapanym; biegnę niewyobrażalnie długo nie oglądając się za siebie w obawie, że zobaczę tam twarz kogoś z moją krwią w żyłach. Wolę żyć w tej chwilowej niewiedzy, mieć jeszcze parę minut błogości, niż zepsuć sobie ją świadomością, że zaraz ktoś złapie mnie za mój kołnierz i będzie szastać mną niczym psem. Jako pies jednak nie dam się tak łatwo; będę gryzł, wierzgał się i ze wściekłością zatopię moje kły w oprawcy, chcąc czuć jego krew na języku. Będę napawał się wówczas tą chwilą. Ten mnie puści; upadnę na ziemię nie zważając na ból, jaki poczuję spadając z masywnej wysokości. Uderzę z impetem twarzą o piach, nabierając go w usta, a ostre ziarenka skaleczą mój psi pysk.
   Pobiegnę na czterech nogach potykając się o każdą możliwą górkę - napotkam ich zapewne wiele, jednak nie będę na nie baczył, gdyż znów będę odczuwał niezależność uciekając przed olbrzymem, którego kroki słychać z daleka. Wiem, że będzie to moja ostatnia szansa; gdy ta masywna bestia złapie mnie w swoją garść, nie będzie już dla mnie odwrotu, gdyż zmiażdży mnie swoją ogromną dłonią niemożliwą do ogarnięcia wzrokiem. W pośpiechu nie zobaczę jednak ściany; wpadnę na nią, rozpędzony i stracę przytomność, nie myśląc już o mojej rozpaczy.
   Obudzę się jednak nadal na plaży, zdziwiony rozejrzę się wokół siebie, chcąc dostrzec potwora goniącego mnie od tak dawna. "Co się z nim stało?" - pomyślę i podniosę się na wszystkie kończyny, a przede mną zobaczę most oddzielający dwa światy; tę plażę i zielone, sielankowe doliny. Zdecyduję się jednak zawrócić, gdyż zdam sobie sprawę z bezsensowności mojej ucieczki; po co mi wolność? Zacznę zmierzać w stronę, z której przyszedłem z nostalgią w sercu. Wtedy jednak usłyszę tajemniczy głos rozchodzący się w całej piaskownicy:
   - Nie wracaj - nie masz do czego. Nie ma już twojego domu. Twoich rodziców. Twoich krewnych. Zostałeś sam; sam, jak palec z własnego wyboru. Wolałeś wolność - teraz z niej skorzystaj, nie czuj w tym winy, nie czuj skruchy i współczucia; był to twój wybór, nieważne, czy istniał w tym wszystkim jakikolwiek sens - ważne, że go podjąłeś i wyrwałeś się zza krat, które rzucały na ciebie cień. Dlatego przejdź przez most; wybierz lepiej.
   Zdziwiony, stanę w miejscu zastanawiając się nad sensem wszystkich niespotykanych wydarzeń, które dotknęły mnie w ostatnim czasie i odpowiem:
   - Nie radź mi, ty, który żyjesz w świecie bez winy. Zdania wypowiedziane z twoich odwiecznych ust nie zdadzą się na nic w moim wyborze; pójdę tam, gdzie chcę, przesądzając o swoich ścieżkach sam. Jednak chodź tutaj, podejdź do mnie i usiądź na moim ramieniu; chętnie przyjmę twoje towarzystwo i znajdę miejsce w moim sercu na twoją skruchę. Staraj się tylko mówić cicho, by nie zbudzić mnie z mojego snu. Jest jednak pewna racja w twoich słowach i nie odważę się wrócić do mojej ojczystej ziemi; nie ze względu na twoje wpływy, jednak rozwiążę całą tę zagadkę sam; gdyż wiem, że jestem swoją najlepszą wskazówką.
   Po czym przejdę przez most, opuszczając niekończącą się pustynię; mój dom, za którym tak tęskniłem. Zmierzę ku nowym sprawom; nowym bólom, z diabłem na ramieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz