środa, 2 stycznia 2019

brak sensu w motywacji

    Czy jeśli podniosę się z łóżka, zjem śniadanie, założę swoje codzienne ubranie i zadam sobie ten trud i pójdę przed siebie zrobić cokolwiek co mam aktualnie zrobić, dostanę jakąkolwiek nagrodę? Czy Bóg zejdzie zza swoich niebieskich bram i pogratuluje mi udanej przeprawy? Życzy mi smacznego? Szepnie o mnie innym miłe słowo lub dwa, bym miał lżej w swoim życiu? Nawet jeśli - co to da? Prędzej, czy później i tak o tym zapomnę; w końcu moja pamięć nie jest wybitna, można powiedzieć że w wyścigu z pamięcią złotej rybki wygrałaby ledwo zipiąc przy mecie.
   No dobrze - zatem co z moimi znajomymi? Przecież sam Bóg powiedział o mnie niczego sobie rzeczy! To proste; przymiotniki te zostaną obalone za dwa lub trzy tygodnie, kiedy znów zrobię lub powiem kolejną nieprzemyślaną rzecz - oni zostaną zrównani z rzeczywistością, którą próbował zakłamać jeden jedyny, który tak czy siak nie może nas zaszczycić swoją obecnością, bo przecież; jak byt taki jak pustka może cokolwiek powiedzieć? Tym bardziej coś, co my, zwykli ludzie, moglibyśmy zrozumieć i objąć naszym spaczonym umysłem.
   Okej, kontynuując mój wywód pod hipotezą istnienia Boga - weźmy pod uwagę nagrodę rzeczową; w końcu o coś takiego zawsze warto walczyć; będzie to miało wartość sentymentalną nawet, jeśli sam przedmiot nie miałby jako takiej wartości majątkowej. Jednak co by było, gdybym za każde podniesienie się z łóżka dostawał znikąd milion funtów? Byłbym zapewne najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, czyż nie? Otóż po głębszym zastanowieniu - nie. Po paru porankach byłbym już milionerem, który nie musi robić w życiu nic; stałbym się wrakiem człowieka, chodzącą marionetką wydającą pieniądze gdzie popadnie. Nie tylko zniszczyłbym gospodarkę; zniszczyłbym także siebie dostając wszystko, czego moja dusza by zapragnęła. Wszelkie tabloidy przedstawiałyby na swoich okładkach moją twarz - którą, swoją drogą, nie wydaje mi się że ktokolwiek chciałby widzieć na okładce znanego magazynu - a ja, pod naporem sławy straciłbym resztki sensu w swoim życiu. Spróbowałbym pewnie nie spania - w końcu to tylko zatrzymałoby mój dochód. Jednak człowiek nie jest w stanie nie spać przez nieskończoną ilość czasu - mój wymęczony organizm prędzej czy później osłabiony byłby do tego stopnia, że padłby w końcu na podłogę łapczywie chłepcząc minuty snu, które sobie umożliwił. Życie byłoby istnym piekłem - skończyłbym pewnie z kulką w głowie przeszytą z kupionego przez siebie sznaucera.
   Rozumiem - trofeum! Trofeum byłoby idealną nagrodą za moje słodko przespane godziny. Niestety, po miesiącu nie miałbym już miejsca, gdzie mógłbym składować swój dorobek, a jego wartość sentymentalna straciłaby na swojej sile po pierwszym tygodniu.
   Wielu pewnie powie, że najlepszą nagrodą jest sama możliwość przeżywania kolejnego dnia. Jednak jaka to nagroda, jeśli dzień ten wypełniony jest po brzegi stresem i zalewany hektolitrami ciemnych myśli i rozwodami nad sensem swojego istnienia? Relacje ze znajomymi? Pewnie! Dopóty, dopóki ci nie obrócą się do ciebie plecami i nie wystawią cię w ten czy inny sposób lub nie wbiją ci serca w twoje plecy, nie patrząc ci w oczy. No tak - miłość! Miłość odpowiedzią na wszelkie problemy. No cóż - tak długo, jak umiesz kogokolwiek kochać bez zranienia drugiej strony, zapewne jesteś szczęśliwy, prawda. Sam fakt znalezienia kogokolwiek, kto umiałby odwzajemnić twoje uczucia jest trudny, lecz przemilczę to, gdyż jest to kopanie leżącego. Poza tym - wiesz na pewno, że prędzej czy później twój związek upadnie, a nawet jeśli jego fundamenty nie legną, to w przyszłości wasze słodkie zauroczenie pryśnie, zostając kolejnym emerytowanym małżeństwem siedzącym bezczynnie w domu nie robiącym nic ze swoimi okruchami życia.
   Jaki jest więc sens we wstawaniu z łóżka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz