czwartek, 13 września 2018

> Mit o stworzeniu świata. < (cz.3)


 MIT O STWORZENIU ŚWIATA

Kiedy zstąpił na ziemię, wszystko było jeszcze puste, wyblakłe, bez większego sensu. Nie wyglądało to tak, jak planował – był rozczarowany efektem. Dlatego zamierzał to zmienić. Nie w ten sposób miał zostać zapamiętany – nie chciał być pierwszą Istotą, która zakończyła egzystencję, a która nie zostanie zapamiętana – nie mógł sobie pozwolić na taką zniewagę. Wiedział bowiem, że gdy zniknie, każdy z jego pobratymców to odczuje – zaczną go szukać, wejdą do jego Warstwy aby dostać odpowiedzi, lecz zastaną jedynie Ziemię. Nie może jednak pozostać ona w takim stanie.
Zaczął więc tworzyć – dał upust swoim myślom nie ograniczając się - jednak kiedy da się wolność takiej istocie, jest pewne, że efekt będzie zjawiskowy i niepowtarzalny; można powiedzieć, że był jak genialny artysta bawiący się konwencją - niczym mistrzowski malarz z pustym płótnem smagający swoim pędzlem po jeszcze nie zagospodarowanej przestrzeni; był tancerzem wśród kolorów - okręcał się wokół roślin tworząc najróżniejsze kształty – kwiaty wyrzeźbił samym poruszeniem palca, krzaki powstawały zaraz przed skokiem, kiedy wybijał się, schylając jak najniżej, byleby wyskoczyć wysoko i stworzyć kolejny kłębek trawy; robił piruet, a za nim, niczym najdoskonalsza partnerka, tworzyły się strome góry i kaniony; idąc tanecznym krokiem stworzył morze oraz jego szumiące i nostalgiczne fale, mające przypominać mu o jego świecie - o tym, że to, co właśnie tworzy jest jedynie cieniem urody jego lądu, marną kopią, lecz nie chciał teraz o tym myśleć; chciał jedynie tworzyć, kontynuować tę eksplozję barw, o których nie miał pojęcia, że nawet istniały – zaczął śpiewać, a z jego ust poczęły wylewać się najpiękniejsze słowa, tworząc ptaki – te towarzyszyły mu w akompaniamencie, dodając swoje barwne, choć skrzekliwe głosy; wokół nich tworzyło się nowe życie, a wszystko wyglądało jak najdoskonalsze dzieło sztuki - tworzyło idealną harmonię, współgrało ze sobą w symfonicznym ładzie. Za nimi kroczyły sarny – biegły, byleby nadążyć za swoim przywódcą i obserwować, jak na ich oczach tworzy się nieodkryty, dziewiczy świat, po którym stąpać będą do końca swoich dni. Wyglądało to magicznie – na froncie stał artysta, przed którym wylewało się piękno, szedł przed siebie niosąc nadzieję i ład; za nim, w idealnym szeregu szły wytwory jego najdoskonalszej wyobraźni – zwierzęta – w tym sarny, dziki, jelenie, trzody chlewne oraz wszystko, co teraz stąpa po ziemi; na końcu były ptaki, które zamykały ten symetryczny szereg, podśpiewując radośnie, ciesząc się na myśl istnienia w tak cudownym świecie. Na końcu zaczął rzeźbić ludzi – robił to na przykładzie formy, jaką przyjął, gdy pojawił się na globie. Ci jednak nie dołączyli się do jego orkiestry i rozeszli się po całym świecie, nie dostrzegając stworzenia piękna, jakie rozgrywało się na ich oczach. Pod naporem ich ciężaru, oraz z uwagi, że ziemia nie była wtedy uformowana, zaczęli powoli się obniżać, co skutkowało stworzeniem dolin; z roślin bawełny stworzył chmury, które tkała Wielka Tkaczka, opiekunka nieba.
Następnie stworzył Boga Sonosa, oraz Boga Sonesa – Słońce i Księżyc, ułożył je w idealnej harmonii po dwóch stronach horyzontu tak, by zawsze jeden wyglądał na zewnątrz tak długo, jak drugi; niestety jednak, ci po jakimś okresie zaczęli walczyć ze sobą zaciekle, gdyż każdy chciał patrzyć się na Stworzenie. Po pewnym czasie jednak zaprzestali wojny pod naporem Istoty, przystając na Układ Równości. Jako, że bez śpiewu ptaków na Ziemi było cicho, postanowił stworzyć istoty zwane Aerami – te w jednej chwili rozlały się po powierzchni całej Ziemi, nie zostawiając choćby jednej wolnej przestrzeni. Stworzenia te miały nie tylko sprawiać, iż na tym świecie nigdy już nikt nie usłyszy ciszy, lecz miały też wiązać istoty na nim żyjące do bodźców zewnętrznych – bez Aer, każde stworzenie stąpające po Ziemi miało ulec natychmiastowej śmierci. Aery nie tylko więziły ludzi, lecz dawały im również wolność – dzięki nim, Ziemianie (bo tak właśnie Istota nazwała swoje stworzenia) mogli przesuwać  dowolne przedmioty; wystarczyło, że ktoś miał taką wolę, a Aery od razu zbierały się w małą grupę i robiły całą tę pracę za niego. Fenomen ten nazywany jest teraz „grawitacją”.
Aby zapobiec temu, by inne istoty nie mogły skończyć swojego istnienia – może z zawiści, może z samej troski o ich egzystencję, stworzył Pustkę – to do niej miały trafiać wszystkie istoty po śmierci. Nie było w niej nic – samo określenie „nic” nie oddaje istoty pustki – nie było tam niczego – myśli, snów, rzeczy materialnych, kłopotów. Za jej strażnika ustanowił Chrogonosa – Boga Śmierci, Pustki – patrona wolności. Miał on pełnić służbę przez całe swoje istnienie, pogrążony w bezkresnym śnie – do czasu, aż nie napotkał on jakiejś Istoty – zmuszony był wówczas wydalić ją ze świata. Każdej, prócz Niego.
Mimo napracowania, wciąż był niezadowolony z efektu - nadal czuć było pustkę rozwodzącą się po powierzchni Ziemi – nie miał jednak pomysłu, jak ją wypełnić Pogodził się z tą myślą, a następnie postanowił sprawdzić, jak miewają się jego stworzenia – zauważył wtedy pierwsze cywilizacje powoli rozwijające się, rozrastające niczym kwiaty. Jedno z miast szczególnie zwróciło jego uwagę – położone było w pięknym miejscu, wśród najróżniejszych skał i zieleni. Uważał, że świetnie komponowało się z wszystkim, co dotychczas stworzył. Niestety – było one zagrożone przygwożdżeniem przez ogromną, ledwo trzymającą się na powierzchni klifu skałę. Nie chcąc, by tak urodziwe miejsce zostało zniszczone, objawił się mieszkańcom, zawierając z nimi pakt – za cenę połowy ludzi, ten usunie zagrożenie, dopilnowując, by nigdy już nie znalazło się w podobnym niebezpieczeństwie. Ludzie początkowo byli sceptyczni, lecz po głębszym namyśle zdecydowali poświęcić się dla przyszłych pokoleń. Okazało się to jedynie testem – Istota to doceniła, w rzeczywistości usuwając skałę za cenę ich wiary i posłuszeństwa. Uznała bowiem, że zawierzyli jej w pełni swoje życia, tym samym spłacając dług. Po tym zdarzeniu, nazwano miasto „Zawierzeniem”, które następnie przemieniało się z wieku na wiek; usłyszeć można było o „Zawarciu” (paktu) i „Zawierceniu” (nikt do końca nie wie, skąd się wzięło) – ostatecznie jednak skończyło jako „Zawiercie”.
W końcu nadszedł moment, na który czekał od zawsze – wiedział od jakiegoś czasu, że się zbliża małymi, powolnymi krokami. Był jak cień, nieustannie stąpający za nim, lekko przestraszony, niepewny - w końcu jednak zdobył się na odwagę, zaszedł Istotę od tyłu i dźgnął go nożem zwanym przemijaniem, końcem – metą. Jego śmierć nie była nadzwyczajna – nie różniła się specjalnie od innych ludzi. Pewnego dnia po prostu poczuł nagłe ukłucie w klatce, zjadające go od środka. Czuł błogą euforię, wreszcie będąc uwolnionym od egzystencji. Kiedy wydał ostatnie tchnienie, jego ciało upadło, leżąc bezczynnie, bez oddechu. Podleciały wtedy Aery, pchające go w nieustannie w stronę ziemi – było ciężko, był w końcu Istotą – jednak po długim czasie udało się – zespolił się z gruntem, a na jego miejscu wyrosło drzewo mające przypominać jego oryginalną formę. I przypominało – była to idealna interpretacja jego prawdziwej postaci. I w ten sposób ziemia została dopełniona. Nie była już pusta – wypełniały ją piękne, barwne drzewa, mające przypominać mieszkańcom o Istocie. Niestety jednak, po eonach istnienia planety, ona sama zapomniała, jak drzewa wyglądały za czasów Rzeźbienia – dlatego teraz są one powyginane na wszelkie strony, próbując dociec dawnego wyglądu stwórcy. Poza jej figurą, zapomniane zostało również jej imię – dlatego teraz odnosimy się do niej jako „Zapomniany” .
Jak się okazało, umysły ludzi były tak rozwinięte i rozległe, że zdołały utworzyć własny świat – „Świat Snów”. To do niego legną wszelkie wspomnienia, myśli i marzenia. To do niego trafiają ludzie podczas snów, często nie mogąc ich rozszyfrować pod naporem informacji, jakie są tam przechowywane. Świat ten okazał się zbyt rozległy – zaczął tworzyć własną jednostkę – Boga, który miał spełnić żądania wszystkich ludzi. Miał ich kochać, gdyż ludzie chcieli być kochani – miał im wybaczać, gdyż ludzie chcieli być idealni. Zapomnieli więc o Istocie na rzecz ich Jedynego Boga i zdradzili go, czcząc ich własną projekcję. Poczęli pisać o nim księgi, coraz bardziej lgnąć w swoje kłamstwa, zatapiając się w nie, aż w końcu sącząc je sobie nawzajem do głów. Wtedy właśnie zakończyła się era Zapomnianego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz